niedziela, 7 września 2014

Nieznana godzinna wizyta Davida Bowiego w Polsce i jak powstaje utwór 'Warsaw', 1976 rok

"...Zobaczyli miasto wciąż poznaczone śladami kul i krajobraz z lejami po bombach. Robotnicy rozładowywali węgiel w marznącej, szarej mgle..."  "Iggy Pop: Upadki, wzloty i odloty legendarnego punkowca" Paul Trynka

gdzieś na dworcu, David Bowie i Iggy Pop

   David Bowie grzecznie się uśmiechnął i złożył autograf dla córki konduktora, który w końcu ośmielił się aby o niego poprosić w połowie trasy z Zurichu do Helisnek. Z wyraźnym niemieckim akcentem konduktor powiedział aby informacje o dłuższym postoju w Warszawie David przekazał koledze. Iggy Pop spał. Miasto wyglądało przygnębiająco zza szyb pociągu. Postanowił wyjść i pooddychać nim, poczuć jego smutny klimat bliżej. Tak David Bowie wita się z Polską na peronie Warszawa Gdańska, jest 1976 rok. 
   Czy tak było? Nie wiem, ale jak najbardziej tak mógł wyglądać początek mało znanej krótkiej wizyty w Polsce Davida Bowiego. Wizyty, której owocem stał się utwór 'Warsaw' otwierający nowy etap w jego karierze.
   Od samego początku wychodząc na Warszawę czuł się trochę dziwnie, niby tak samo jak wszędzie, wzbudza zainteresowanie, chełpi swą próżność, ludzie zwracają uwagę na jego zachodni szyk i zjawiskowe ubranie. Przyzwyczaił się, że wszędzie każdy poznaje w końcu gwiazdę muzyki Davida Bowiego. Tylko tutaj jest inaczej. Po opuszczeniu peronu i wyruszeniu na miasto gwiazdor czuje się jak obca istota z innego wymiaru, każdy patrzy, ale... nikt nie widzi w nim tego Davida, który jeszcze parę godzin temu wsiadał do pociągu z Iggy Popem w Zurichu mając parę dni wolnych w przerwie europejskiej trasy.
   Czuł na sobie coś jakby oddech spojrzeń ludzi otaczających go na ulicy, w końcu zawsze dążył do tego jako gwiazda aby być kimś 'obcym' z innego wymiaru, tylko to jest zawsze scena, tutaj jest obcym w komunistycznej prozie życia jaką ma teraz możliwość dotknąć wychodząc na miasto. Jego ubranie kupione miesiąc temu w Las Vegas dopiero potęgowały swoją oryginalność w morzu szarej masy ludzi ubranych tak samo i w jedynie smutnych barwach. Do tej pory myślał że orwellowski świat 1984 to fikcja, teraz jest w nim gościem, we świecie jak najbardziej prawdziwym. Tak Dawid Bowie podążał ulicą Mickiewicza w stronę placu Komuny Paryskiej (dziś Wilsona). Kto wie, możliwe, że właśnie rozmyślał o orwellowskim świecie, który to rozpościerał się wokół niego.
   Cóż, w końcu to żadna historia, wielu artystów jeździło pociągami po Europie, też bywali w bloku wschodnim, nie jeden w końcu kupował płyty w przypadkowo napotkanych księgarniach muzycznych. Tak jest tutaj, co do joty. Więc po co tą historię piszę? Bo to morze szarości, smutnych ludzi, odrapanych ulic jakim była dla Bowiego ówczesna Warszawa, przyczyniła się do napisania utworu muzycznego 'Warsaw', który otwiera nowy etap w jego karierze. Utworu wydanego na krążku albumu 'Low' w 1977, cenionego i będącego inspiracją do dzisiaj przez artystów.
   Gdyby tego Bowie nie zrobił, nie 'wrzucił' PRL-owskiej stolicy do machiny show biznesu, tak pewnie sam zainteresowany dziś by nie pamiętał tego zdarzenia sprzed prawie czterdziestu lat. Tak sobie pomyślałem ile w historii gwiazd zaliczyło takie godzinne postoje jadąc pociągami przez Polskę. Kto wie, może i u nas Freddie Mercury jadł na dworcu zapiekankę zmierzając do Berlina :)
W końcu dotarł do końca ulicy, rozpościerał się przed nim szeroki plac Komuny Paryskiej. Cóż... czas by wracać Panie Bowie, pociąg nie będzie czekał tym bardziej śpiący Iggy Pop. Tak jak zdecydował wracać, tak dojrzał na wystawie sklepowej płyty winylowe ułożone w jedną dziwną całość. No cóż, widać słowo marketing i reklama jeszcze tutaj nigdy nie dotarło - pomyślał. Wiedział jedno, nie może przepuścić aby nie zobaczyć jak wygląda księgarnia muzyczna w komunistycznym kraju, kto tu gra, jak tu grają, to cały czas dla Bowiego była zagadka. Wchodząc do sklepu usłyszał odgłos metalowych dzwonków. Klimat był dziwny, widział gdzie jest, że to księgarnia muzyczna, ale gdzie te płyty. Sklep o dużej przestrzeni posiadał płyt na tyle, że zmieściłyby się aby je wystawić w londyńskiej budce telefonicznej. Jedno zwróciło natychmiast jego uwagę, dochodząca muzyka. Był nim najprawdopodobniej ten utwór:
Zespół Pieśni i Tańca 'Śląsk' - Helokanie
Dziś już mało kto pamięta, że dawniej na placu znajdowała się tam jakaś księgarnia muzyczna, pewnie wiele razy lokal zmieniał swoich właścicieli, których najmniej interesowało to co kiedyś tutaj było. Dziś jest tam bar Subway, kiedyś jeszcze był tam Orbis. Jedno pozostanie, że jak będziesz do tego lokalu wchodził, przekraczał jego próg, tak samo to musiał uczynić Bowie, parę dekad temu. tak samo jak Ty w tym miejscu otworzył drzwi do księgarni muzycznej.
Plac Wilsona, Za przystankiem kiedyś znajdowała się księgarnia muzyczna, gdzie płyty kupuje Bowie w 1976
Dobrze jest puścić sobie pierwsze utwór Śląska - Helokanie, a zaraz po nim 'Warsaw' Bowiego. Wyraźnie w nim słychać inspiracje ludowym utworem, który jest jak najbardziej współczesny bo skomponowany przez twórce zespołu Śląsk,
   Stanisław Hadyna mógł tego długie lata nie wiedzieć, że jego ludowy utwór, śpiewany pewnie do dziś na całym świecie przez zespół Śląsk przez piękne chórzystki w strojach ludowych przyczyni się do otworzenia nowego nurtu w muzyce. Dzięki temu ludowemu utworowi powstaje 'Warsaw' Bowiego, natomiast dzięki niemu w Manchesterze powstaje zespół Warsaw, który musi zmienić nazwę zespołu, bo już taki gdzieś w Londynie istniał. I tak zaczyna swą historię zespół Joy Division tworząc nowy nurt w muzyce punkowej, muzyce nowofalowej. Biografowie, nie zapominajcie, kto pierwszy rzucił kamień, Stanisław Hadyna mógł o tym długo nie wiedzieć.
Stanisław Hadyna - dyrygent, kompozytor, muzykolog - autor utworu Helokanie, na którym opiera 'Warsaw' Bowie. Gdzieś cichy ojciec chrzestny nowofalowego punk rocka Jaki stworzył Joy Division
   Tak sobie pomyślałem, co by było gdyby tak... z głośników dochodził Niemen i nim się zachwycił gwiazdor? I wypromował go tak na świecie jak kiedyś zrobił to z Iggym Popem. Mogłaby się z tego ułożyć ciekawa historia. Do 'Warsaw' Bowie stworzył tekst utworu, który ma swój osobny język. O utworze mówił tak:
„...Przy okazji pisania »Warszawy« zdałem sobie sprawę z tego, jak wielkie znaczenie ma samo brzmienie słów skojarzone z kontekstem muzycznym – już tylko fonetyka daje ci pojęcie o emocjonalnym znaczeniu, bez względu na racjonalny ładunek słów”
„...Próbowałem wyrazić w tym utworze uczucia, jakie towarzyszą ludziom, gdy pragną wolności, czują jej zapach, leżąc w trawie, ale nie mogą po nią sięgnąć...”
   Tekst do utworu Bowie napisał sam, w stworzonym przez siebie języku. Dzięki temu utwór nie jest tylko melodią, jest też tekstem który stapia się w jedną całość z brzmieniem. Jak najbardziej udało mu się klimat wytworzyć perfekcyjnie. Nie mamy słów, nie rozumiemy ich, a potrafimy odczytać z utworu wypływający z niego smutek i przygnębienie. Tak, te emocje pokazał idealnie, jest to wszystko, co widział przez godzinę w Warszawie. Tutaj... Bowie, zespół Śląsk, muzyka, tworzą jedną całość. Szkoda trochę, że nigdy tej inspiracji Śląskiem przez Bowiego nie potrafiliśmy zaprezentować na zewnątrz, pokazując na zachodzie, źródło tego zjawiskowego utworu, a jest to nasza muzyka ludowa.
TEKST: Mmmm-mm-mm-ommm / Sula vie dilejo / Mmmm-mm-mm-ommm / Sula vie milejo / Mmm-omm / Cheli venco deho / Cheli venco deho / Malio / Mmmm-mm-mm-ommm / Helibo seyoman / Cheli venco raero / Malio / Malio

   To dość zabawne, jak nie chcemy docenić tego co mamy najlepszego w nas, gdzie jakiś gwiazdor ledwie usłyszy nasze ludowe dźwięki w księgarni, usłyszy naszą 'wiejską' kulturę, a za rok dzięki tym naszym dźwiękom otwiera nowy nurt w muzyce. 'Warsaw' jest unikatowy do dzisiaj, lubią to podkreślać inni muzycy na całym świecie, każdy tu wspomina Bowiego, nikt natomiast nawet by nie pomyślał, że prawdziwym źródłem jest Zespół Pieśni i Tańca Śląsk. Red Hot Chili Peppers grając koncert w Polsce, wybiera na cover 'Warsaw' Bowiego i pięknie go grają na gitarach. 
   Można powiedzieć, że akurat takie było zrządzenie losu i nasza ludowość akurat trafiła na Bowiego, który nie był w najlepszym nastroju. Otóż nie, Michał Urbaniak osiąga spory sukces w Stanach, w latach siedemdziesiątych, właśnie dzięki wzbogaceniu swoich jazzowych utworów elementami z muzyki ludowej, takiej jak oberki, kujawiaki i inne. Folk plus jazz dał mieszankę, w której Urbaniak osiąga sukces w USA.

Utwory inspirowane 'Warsaw' Davida Bowiego:
- O Powstaniu Warszawskim, o Polakach, a w tle powtarzający się motyw znany z 'Warsaw' jak i z utworu Śląska Karolina Cicha & Jurij Andruchowicz https://www.youtube.com/watch?v=Qo-PZgFmpiU
- Red Hot Chili Peppers byli w Warszawie swego czasu na koncercie i zagrali cover Bowiego, właśnie 'Warsaw' https://www.youtube.com/watch?v=YYFrIy1zEC8
- Taką inspiracją nie wprost, też gdzieś czytałem, że może być muzyka z serialu Twin Peaks https://www.youtube.com/watch?v=FVA04yD2ln8

Tak na koniec... trochę z innej beczki. Czy Jacek Kuroń widział Davida Bowiego?
   Jedno wiemy na pewno, David Bowie musiał przechodzić obok mieszkania Jacka Kuronia na ul Mickiewicza, które znajdowało się na parterze. Więc możliwe, że ktoś z Kuroniów mógł zobaczyć naszego gwiazdora z poziomu stołu w kuchni, albo też informacje o zjawiskowym Bowiem mogła do domu przynieść Pani Kuroniowa widząc go na zewnątrz.
   Można też pomyśleć inaczej, o równoległej rzeczywistości i tworzeniu historii z zupełnie obcych sobie wymiarów w jednym miejscu i czasie. Kiedy Bowie trzymał płytę Śląska, wracając do pociągu i już powoli układał sobie nowy utwór, jakim będzie 'Warsaw', który stanie się przełomowym w jego karierze. W tym samym miejscu, bo koło chodnika, w mieszkaniu na parterze u Kuroniów, ktoś mógł robić to zdjęcie:
Jacek Kuroń w dyskusji z Adamem Michnikiem, a pod oknem przechodzi Bowie, kto wie
To tutaj w tym mieszkaniu budziła się wolność w Polsce, powstawał KOR, 'Solidarność', było miejscem gorących dyskusji. A pod oknem przechodzi David Bowie, zwracający uwagę na błysk flesza aparatu dochodzący z okna Kuroniów.

więcej postów, więcej zdjęć z bloga rock czasami przykurzony https://www.facebook.com/pages/Rock-Czasami-Przykurzony/183782765011619?sk=timeline

środa, 25 czerwca 2014

Altamont - Woodstock Zachodniego Wybrzeża i koniec Ery Wodnika

...On będzie miał własny Woodstock! Rolling Stonesi dadzą światu koncert koncertów, festiwal festiwali, największe wydarzenie w dziejach rocka...” Daniel Wyszogrodzki 'Satysfakcja'
Kalifornia chciała mieć swój Woodstock
   Rok 1969, grudzień. Z ważnych wydarzeń na świecie to premier Cyrankiewicz kolejny raz obejmuje swój urząd, a pomarańcze z Kuby już dojrzewają na płynących transportowcach aby zdążyć do naszych sklepów ‘Społem’ przed świętami Bożego Narodzenia. Tyle że nie o aż tak ważnych wydarzeniach chcę tutaj pisać. W Stanach rok 1969 uznawany był przez niektórych za wstęp do końca świata. Prezydent Kennedy zostaje zamordowany, umiera Jannis Joplin, Hendrix, w UK zespół The Beatles rozpada się a w Wietnamie kolejni chłopcy giną walcząc z komunizmem. Jedyną iskierką nadziei niech pozostanie zespół ‘Jackson 5’ co nagrywa swoją pierwszą płytę. I tak świat ma żegnać „Erę Wodnika” czas „peace & love” hipisowskich komun, dzieci kwiatów, czego symbolem do dzisiaj zostaje festiwal Woodstock, który do dzisiaj ma dużą markę w mediach i każdy przynajmniej raz gdzieś o nim czytał czy słyszał.
na wzgórzach Altamont fani swoje musieli odczekać na rozpoczęcie koncertów
   Tylko prawdziwym festiwalem – symbolem upadku ‘Ery’ jest zapomniany festiwal w Altamont w grudniu 1969 roku w Kalifornii gdzie polała się krew. Dzisiaj temat trochę wstydliwy dla Stonesów i Amerykanów, przez lata zamiatany pod dywan na którym stoi dziś festiwal w Woodstock . Stąd może Altamont jest mniej znany, że zginął tam czarny z rąk białego, a takie zdarzenie od razu jest tam przyklejane do rasizmu, zawsze idealna pożywka dla mediów. Jak dla mnie samo mówienie w mediach o morderstwie i podkreślanie rasy jest już samym rasizmem, ale to tak poza tematem.
ostatni koncert kończący trasę po Ameryce
   Rolling Stones w 1969 mają dużą trasę po stanach ‘Let It Bleed’ (sparodiowana nazwa piosenki Beatlesów ‘Let It Be’), jest sukces. Stadiony są zapełnione, bilety rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, Ameryka kocha Stonesów. Tylko jest jeden problem, nikt nie zaprasza chłopaków na festiwal w Woodstock, który w jednej chwili dorasta do symbolu tamtych czasów. Nie podoba się to Jaggerowi i jego chorej ambicji, tak więc wpada na pomysł zorganizowania ostatniego koncertu swojej trasy, jako darmowego festiwalu na wzór Woodstock, na Zachodnim Wybrzeżu USA. Pomysł ten podchwytują media, ponieważ trafia na podatny grunt rywalizacji między dwoma wybrzeżami USA co dobrze w miediach się sprzedaje, Woodstock - wschodnie, Altamont - zachodnie. Pycha, chora ambicja, spuszczają grom z jasnego nieba na ten projekt, od samego początku nic nie wychodzi. Ostatni darmowy koncert Stonesów jest już reklamowany w mediach, jest już data koncertu 6 grudnia, tylko... nie ma jeszcze jednej rzeczy, miejsca na ten koncert! I tak dopiero 24 godziny przed koncertem wszyscy razem z organizatorami dowiadują się, że znalazł się opustoszały tor wyścigowy w Altamont.
zapuszczony tor wyścigowy w Altamont
   Na festiwal zostaje zaproszonych parę zespołów z pierwszej ligi między innymi Jefferson Airplane, Grateful Dead i niesamowity debiutant z Woodstock co swoimi solówkami porwał tłumy, Carlos Santana. Radio podaje informacje, że drogi do Altamont są już zakorkowane na długości 20 mil, co jest nieprawdą bo jeszcze spokojnie można było przejechać, ale jak inaczej mówić skoro parę dni przed rozpoczęciem Woodstock właśnie takie korki już tam były. Jeszcze brakowało jednej rzeczy wymaganej przy tak masowych imprezach, ochrony. Lider zespołu Gratful Dead polecił chłopaków z klubu motocyklowego Hell’s Angels, którzy ochraniali już wcześniej inne koncerty i dobrze się wywiązywali ze swojej roboty, przede wszystkim budząc respekt wśród publiki. Sami Stonesi ich znali, tyle że z Anglii. Z tamtejszego oddziału klubu Hell’s Angels ochraniali ich darmową imprezę w Hyde Parku (Londyn). Tylko nie wzięli jednej poprawki, że Anioły z deszczowych wysp to inni goście niż kolesie z słonecznej Kalifornii. Jaki klimat, tak też we krwi inaczej zbiera się wrzenie jak zdołali wszyscy zauważyć ale już po fakcie. I to była najgorsza decyzja na tej imprezie aby postawić tych Kalifornijczyków w roli ochrony. Agresywni Angels w połączeniu z naćpanymi tłumami, to musiało stworzyć mieszankę wybuchową. Umowa została podpisana, zapłatą było 500 dolarów wypłacone w piwie podczas koncertu.
 nikt tutaj siebie nie rozumiał, Stoniesi mają swoją wersję, Hells Angels swoją
   Hell’s Angels widzieli to mniej więcej tak... że będą sobie spokojnie siedzieć z tyłu sceny, słuchać muzy i popijać browar za browarem. Może i tak by było gdyby ktoś z publiki nie ofiarował im dużej ilości LSD. Zaczynają się już zjeżdzać z wszystkich stron i zapełniać wzgórza wokół ‘strefy zero’, scena jest ciągle pospiesznie budowana. Pierwsi fani osiadają w opuszczonych starych autach z dawnego toru wyścigowego i tam nocują bo za dnia słońce gorąco grzeje a w nocy jest zero stopni. Przybyło już 300 000 fanów, to jeszcze za mało aby podawać takie informacje w radiu, w Woodstock było wtedy już więcej. Jest już miejsce, są już ludzie, tylko organizatorom brak jednego, czasu... Stąd nie będą zorganizowane drogi ewakuacji, strefa medyczna będzie tylko pobieżnie zapewniona, na pewno nie przystosowana do obsługi takiej masy ludzi. Ilość sanitariatów będzie na poziomie duzej studniówki a nie festiwalu, ale to nie problem, Woodstock jakoś bez nich też sobie poradził. Jedzenie i piwo szybko się skończyło. W zasadzie jak fest startował, te rzeczy były już towarem deficytowym jak kubańskie pomarańcze w PRL-owskim 'Społem' przed świętami. Jednej rzeczy na fesciwalu nie braknie do końca... narkotyków. Dobry towar pójdzie szybko, zostaje ten jeden, tani, masowy a najgorszy w efektach – kwas, żółta mała pigułka za jednego dolara. Ten środek będzie tutaj prawdziwym złem, co z ludzi zrobi wielką otumanioną masę. 
szybko brakło piwa, jedzenia, pozostał skwar i zabójczy kwas
I tak ten festiwal miał dużo szczęścia, że skończyło się na jednej tragedii. W końcu to pchnięty nożem Meredith Hunter pierwszy zaatakował, wyciągnął pistolet w tłumie i któryś z Angels wyciągnął nóż. Szczęście było w tym, że ponad 500 tysięcy ludzi czekając na rozpoczęcie festiwalu w pełnym słońcu miało morze narkotyków ze sobą. To w końcu mieszanka wybuchowa jeszcze w takiej masie ludzi.

Statystyka Altamont:
- 500 000 ludzi
- Meredith Hunter zabity;
- ktoś utonął w kanale irygacyjnym;
- dwóch młodych ludzi siedzących przy ognisku przejechanych przez samochód, którego      kierowca zbiegł;
- jeden mężczyzna złamał obie nogi i biodro gdy skakał z bariery na autostradzie;
- urodziło się dwoje dzieci;
- straty oszacowano na 400 000 dolarów

Myślę, że najlepiej o festiwalu opowiedzą zdjęcia podpisane cytatami z czterech książek, a na pewno pokażą odmienne spojrzenia na tą imprezę, jak cytaty z biografii założyciela Hells Angels i książki o Rolling Stones byłego basisty zespołu czy wywiadu rzeki z zespołem. A najwięcej informacji o zespołach napisze Daniel Wyszogrodzki w książce o Stonesach 'Satysfakcja'

Festiwal rozpoczyna Santana:
...Najpierw wystąpił zespół Santana, rewelacyjny debiutant z Woodstock. W powietrzu wyczuwało się napięcie, ale mogło się wydawać, że rozpoczęcie koncertu uspokoi masy.[...] Hell’s Angels zamiast wprowadzić porządek, wprowadzili terror, a na skutki nie trzeba było długo czekać.[...] Dwoje ludzi zaczęło się rozbierać – wyraźnie pod wpływem muzyki Santany. Natychmiast zostali pobici.[...] Santana widział, co się dzieje, ale próbował grać dalej. W końcu Hell’s Angels przerwali i jemu, goniąc przez scenę jako kolejną ofiarę...” [1]
...Koncert miał zacząć się o 10, ale Santana zaczął grać dopiero o 13. Prawie natychmiast zaczęły się problemy. Hell’s Angels wzięli się za młodego faceta i zdruzgotali go ciosami. Upadł na ziemię i został skopany po twarzy. Na bis Angels pobili kilka młodych nagich osób na bis...” [2]
Jefferson Airplain:
...Kalifornijscy psychodelicy byli na swoim terenie, należeli ponadto do grup uznawanych przez motocyklowe gangi – tego dnia jednak nikogo to nie brało. Bardzo szybko na estradzie znalazło się więcej ‘Aniołów’ niż muzyków. Następowała eskalacja agresji.[...] jakiś czarnoskóry chłopak z obnażonym torsem wskoczył na scenę. Oberwał kijami po głowie i plecach, po czym został zrzucony na dół, żeby stojąca tam grupa ‘Aniołów’ też mogła się zabawić. Marty Balin, wokalista ‘Jefferson Airplane’ zeskoczył z estrady, nie chcąc dopuścić do morderstwa. Pobito go do nieprzytomności. Zespół ciągnął bez niego. [...] Muzyki właściwie nikt nie słuchał....” [1]
...Jefferson Airplane pojawili się na scenie po długiej przerwie, fałszowali. [...] Basista Jack Cassidy krzyknął: ‘Czy Angels może zauważyć, że kiedyś to świruje, to skopanie go jak gówna nic nie pomaga...’ To wszystko co zdołał wykrzyczeć. Angels rzucili się na zespół i kiedy skończyli okazało się, że tylko Grace Slik (wokalistka) była nietknięta ...” [2]
Rolling Stones:
...Była już prawie trzecia po południu, kiedy pierwszym helikopterem Stonesów przylecieli Jagger i Mick Taylor.[...] Zapadał zmierzch i zrobiło się chłodno. Rozpalono pierwsze ogniska..." [1]
...Narzeszcie wyszli. Na estradzie panował tłok, znajdowało się tam co najmniej sto innych osób. Dla Stonesów zabrakło właściwie miejsca.[...] W połowie ‘Sympathy for The Devil’ (nomen omen), wybuchła bijatyka kilka metrów przed śpiewającym Jaggerem..." [1]
...Bracia i siostry, dajcie spokój! To znaczy, żeby wszyscy się uspokoili. Możemy się uspokoić, no już! Uspokójcie się wszyscy. No już. Wszyscy już dobrze? Czy możemy się pozbierać? Nie wiem, co się stało, nie widziałem. Mam nadzieję, że wszystko dobrze. Dobrze? Okay, dajmy sobie pół minuty na złapanie oddechu. Uspokójcie się, wszyscy. Czy ktoś jest ranny? Okay, jesteśmy spokojni, możemy jechać dalej....” Mick Jagger wołając ze sceny [2]
...Zaczęliśmy od nowa ‘Under My Thumb’ i wtedy czarny facet w zielonym garniturze, po mej stronie sceny, wdał się w rozróbę z pięcioma czy sześcioma Angels. Prawie nic nie widzieliśmy, ale czuliśmy, że dzieje się coś poważnego, więc przestaliśmy grać...” [2]
...Rolling Stonesi ponownie zaczęli grać i grali, o dziwo coraz lepiej. Richards zmuszał ich do koncentracji, swoją grą narzucał poziom,do którego musieli równać. Zaczął grać naprawdę wyśmienicie i pokazał klasę w opanowaniu...” [1]
Jak widział sprawę Charlie Watts (perkusista Rolling Stones):
„...Występ w Altamont miał miejsce na samym końcu trasy, Przylecieliśmy tam helikopterem, wysiedliśmy i zobaczyliśmy  morze kompletnie nieprzytomnych ludzi – nieźle napranych chłopaków i rozgogolonych dziewcząt. To było trochę jak Woodstock – taka była moda, ale okazało się wkrótce, że się skończyła właśnie. Jeżeli Woodstock ją zaczął, to my ją skończyliśmy....”  [4]

Festiwal ze swojej strony Hells Angels opisują tak:
„...naszym oczom ukazał się widok dwóch czy trzech zboczy, okupowanych przez siedzące na kocach i śpiworach dzieciaki..." [3] 

"...Zjeżdżając w dół zbocza, w kierunku sceny zauważyłem, że tłum rozchodzi się, robiąc nam drogę. Ktoś podał Sharon i mnie dzbanek wina. Mięliśmy szczęście, że nie zaprawiono go kwasem...” [3]
„...Nie podobał mi się fakt, że kazali na siebie tak długo czekać. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, jak Hell’s Angels mogliby pracować jako ochorniarze bandy ciot i primadon o marmurowych ustach. Kiedy wreszcie zaczęli, nie podobał mi się również sposób, w jaki się wreszcie zaczęli, nie podobał mi się również sposób w jaki się zachowywali. Osiągnęli jednak to co zamierzali. Tłum był coraz bardziej zdenerwowany i zaczęło się już wariactwo...” [3] - po środku autor książki Sonny Barger
„...Nie widziałem jak Meredith Hunter został pchnięty nożem, chociaż go pamiętam. Hunter miał na sobie krzykliwy zielony garnitur, który wyróżniał go z tłumu. Kiedy ruszył  na scenę wyciągając duży czarny pistolet, wszystko co potem nastąpiło potoczyło się bardzo szybko. Kiedy Hell’s Angels walecznie rzucili się w kierunku człowieka z bronią, Jagger śpiewał akurat ‘Under My Thumb’. Zeskakując ze sceny, usłyszałem wystrzał. Jestem pewien, że Hunter zdołał wejść na scenę, zrzucono go i wystrzelił. Później dźgnięto nożem. Kiedy dobiegliśmy do niego wciąż był bardzo blisko sceny, jednak dochodząc zauważyłem już, że krwawi. Przenieśliśmy go do karetki.[...]


Po zajściu na koncercie, nie miałem najgorszego samopoczucia. Był to kolejny dzień z życia Anioła. Czułem zadowolenie, że Meredith Hunter szczęśliwie nie zdołał postrzelić więcej osób, łącznie z członkami grupy Rolling Stones. Miałem poczucie, że Hell’s Angels dobrze spełnili swój obowiązek...” [3]

wzgórza Altamont dzisiaj pokrywają farmy wiatraków
„...Po skończeniu ‘Love in Vain’ Richards podszedł do mnie ponownie, mówiąc, że nie zagrają, dopóki nie przestaniemy używać przemocy.
-         Albo chłopaki się uspokoją, albo więcej nas nie usłyszycie – ogłosił do mikrofonu.
Ponieważ stałem obok niego, przystawiłem mu do boku pistolet mówiąc że zginie, jeżeli zaraz nie zacznie grać.
Zagrał jak skurwysyn....”


[1] - Daniel Wyszogrodzki „Satysfakcja – historia zespołu Rolling Stones
[2] - Bill Wyman „Rolling Stones”
[3] - Ralph 'Sonny' Barger – “Hell's Angels” - biografia założyciela klubu
[4] - Loewenstein Dora, Dodd Philip red. „Według Rolling Stones”

Więcej zdjęć dotyczących postu https://www.facebook.com/media/set/?set=a.724558847600672.1073741828.183782765011619&type=3